20241108_093128
Wieżowce i panorama centrum Chicago odbijająca się w atrakcji turystycznej - tzw. Fasoli (The Bean, oryg. Cloud Gate). Fot. arch. prywatne

Konferencja Social and Emotional Learning, Chicago, 12-14 listopada 2024

Dzięki dofinasowaniu ze środków Rządowego Programu Rozwoju Organizacji Pozarządowych PROO 5 miałem możliwość uczestniczyć w corocznej konferencji poświęconej uczeniu kompetencji społeczno-emocjonalnych. Było to spore wydarzenie.

Kiedy czytałem relacje z poprzednich konferencji, jakoś nie zastanowił mnie fakt, że organizatorzy szacowali liczbę uczestników_czek na 1600 osób. Ale gdy pierwszego dnia zobaczyłem wielką halę ze sceną, ogromne telebimy i ponad 220 stolików, a każdy dla 8 osób, uzmysłowiłem sobie, czym jest coroczna konferencja organizowana przez CASEL.

20241113_091311
Sesja plenarna Social and Emotinal Learning Exchange 2024, 12 listopada 2024. Fot. arch. prywatne

SEL i CASEL, czyli o czym w ogóle mówimy

Konferencja poświęcona była przedmiotowi szkolnemu, jakim jest SEL, czyli Social and Emotional Learning. Choć twierdzenie, że jest to przedmiot szkolny z pewnością wzbudziłoby opór ze strony organizatorów. Oto jeden z częściej rzucanych ze sceny żartów: „przyjeżdżam do szkoły X zbadać skuteczność/zachęcić/opowiedzieć o SEL, a uczniowie do mnie krzyczą: tak, znamy, mieliśmy w piątek przez 15 minut po matematyce”. Na czym polega wic? Na tym, żeSEL to pewnego rodzaju postawa, kontrakt, praktyka, wspólny schemat postępowania, który przekłada się na lepsze funkcjonowanie w szkole i środowisku lokalnym, lepsze oceny, lepszą pracę w przyszłości i oczywiście lepsze społeczeństwo. W idealnym świecie SEL jest praktykowany na każdej lekcji, gdzie nauczyciel wspiera dziecko w nawiązywaniu właściwych relacji koleżeńskich oraz rozwijaniu własnego „ja”. Odbywa się to w pięciu obszarach (tzw. The CASEL 5): samoświadomość, samoregulacja, świadomość społeczna, budowanie relacji i odpowiedzialne podejmowanie decyzji (więcej na https://casel.org/fundamentals-of-sel/what-is-the-casel-framework/#self-awareness). W praktyce SEL jest realizowany w ramach osobnych lekcji, przy czym nie jest przedmiotem obowiązkowym. Poszczególne stany mają dużą autonomię w przygotowywaniu programów szkolnych, które i tak przyjmowane i realizowane są w ramach mniejszych jednostek – dystryktów. Powoduje to różne „prędkości” w zakresie wprowadzania SEL: Illinois, Minnesota, Nowy Jork i 12 innych stanów przyjmuje SEL jako przedmiot obowiązkowy, 16 stanów zachęca do jego praktykowania, a pozostałe nie uregulowały tej kwestii (https://www.childtrends.org/publications/state-laws-promoting-social-emotional-and-academic-development-leave-room-for-improvement). Brak jednej, scentralizowanej polityki edukacyjnej w tym zakresie może z polskiej perspektywy być zaskakujący. Może mniej zaskakujący, w tym świetle, okaże się… brak jednej podstawy programowej. W praktyce wygląda to tak, że władze poszczególnych dystryktów decydują, w jaki sposób będą realizowały SEL (i czy w ogóle, jeżeli nie mają takiego obowiązku), a następnie kupują program. Kupują, to znaczy, że prywatna firma, organizacja pozarządowa czy inny podmiot dostarcza program, podręczniki, szkoli nauczycieli i prowadzi ewaluację. I to jest moje największe rozczarowanie związane z konferencją – myślałem, że poznam szczegóły, porównania wybranych rogramów, ich założenia, na co kładą nacisk, w jaki sposób realizują program, itp. Nic z tych rzeczy – jeżeli chce się znać szczegóły, trzeba zapłacić! Oczywiście, są dystrykty, które wprowadzają swoje własne rozwiązania (np. Atlanta), ale większość sięga po największe programy, jak Second Step, realizowany przez Committee for Children czy Ruler Uniwersytetu Yale. Ponieważ sposobów realizacji SEL, a co za tym idzie programów, jest sporo, alejka wystawców była nie mniejsza niż sala sesji plenarnych.

Przykładowe programy SEL oferowane szkołom. Fot. arch. prywatne
Przykładowe programy SEL oferowane szkołom. Fot. arch. prywatne

O czym była mowa – trendy i stenty

Kolejnym zaskoczeniem było rozpoczęcie konferencji, które bardziej przypominało wydarzenie sportowe albo uroczystość państwową – z wprowadzeniem flagi i odśpiewaniem hymnu. Były też występy dziecięcych orkiestr ze szkół publicznych Chicago oraz wręczenie nagród skutecznym promotorom idei SEL. Ale już w inauguracyjnych przemowach, jak i w wielu kolejnych wystąpieniach, przewijała się otwarcie artykułowana obawa o przyszłość SEL pod nową administracją Donalda Trumpa (obawa, która miała się ziścić w lutym 2025, ale to temat na kolejną opowieść). A także przekonanie, że właśnie umiejętności społeczne są stentami podtrzymującymi krążenie wartości demokratycznych – otwartości, pluralizmu, współpracy, włączania i pomocy słabszym.

Sama konferencja to ponad 200 wystąpień w równoległych blokach, z których trzeba wybrać to, co wydaje się dla nas najbardziej interesujące. Oczywiście przewodnikiem jest aplikacja (swoją drogą mająca elementy grywalizacji – za każdą obecność, przeczytany opis, odwiedzone stoisko sponsorskie czy sesję posterową można było zdobywać punkty, które przekładały się na miejsce w „klasyfikacji generalnej”), ale kilkuzdaniowe opisy nie zawsze były wystarczającą rekomendacją. Generalnie, można odnieść wrażenie, że tematy układały się głównie w obszarach badań nad skutecznością SEL-u jako koncepcji oraz poszczególnych elementów programu czy pracy z daną grupą wiekową.

Pierwsze kroki, dość pewnie, ze względu na silne zakorzenienie w kulturze, szczególnie audiowizualności, skierowałem na sesję „Arts Educators: A „secret weapon in Building Students’ SEL Competencies”. Sesja była podzielona pomiędzy kilku prelegentów, którzy dość mało koherentnie odnosili się do tematu, bardziej wspominając o swojej działce badawczej. Przywołane zostało nakładanie się założeń pięciu obszarów CASEL 5 na wytyczne dotyczące edukacji artystycznej. Na stronie https://selarts.org można przeczytać więcej, przy czym praktyczne przykłady ćwiczeń sprowadzają się do przesłuchania zaproponowanej piosenki z YouTube’a i porozmawiania o emocjach wywołanych utworem. Ogólna konkluzja: sztuka, poprzez swoją otwartość, ekspresję i wydobywanie tego, co wewnętrzne, wspiera rozwijanie umiejętności społeczno-emocjonalnych.

Kolejne prelekcje, które udało mi się wysłuchać, dotyczyły stosowania modelu piramidy (Pyramid Model) w edukacji przedszkolnej i, w sumie dość podobnego w swoim założeniu, „Harmonizing  Hearts and Minds: SEL Integration for Tier 1 Instruction”. Model piramidy oraz instrukcje pierwszego poziomu odnoszą się do dostosowywania narzędzi wzmacniania kompetencji społeczno-emocjonalnych do potrzeb konkretnych grup. W systemie piramidy do wszystkich uczniów będą skierowane działania wspierające rozwój tych kompetencji, ze szczególnym uwzględnieniem relacji z innymi jako podstawy życia społecznego. Niektórzy jednak będą potrzebowali bardziej szczególnego wsparcia (drugi stopień), przejawiającego się w dokładniejszych instrukcjach, np. w zakresie rozumienia i wyrażania emocji, rozwijania relacji czy rozwiązywania problemów. Dla dzieci z największymi problemami i utrwalonymi nieprawidłowościami w zakresie relacji społecznych będzie potrzebny trzeci poziom interwencji, obejmujący nie tylko je, ale również ich rodziny, środowisko lokalne, w tym szkołę.

Instrukcje pierwszego szczebla (Tier 1) dotyczą postępowania, budowania relacji, zawiązywania komunikacji na tym najbardziej szerokim poziomie, obejmującym wszystkich uczniów i uczennice. W trakcie innego wykładu zwracano uwagę na wykorzystanie metody projektowej (Project Based Learning) we wzmacnianiu kompetencji z zakresu SEL.

Zaprezentowane zostały również założenia do nowego podręcznika: „The New SEL Handbook: Advancing Equity For, With, and Through SEL”. Omówienie tej sesji zostawię sobie na osobny artykuł, bo zahacza ona o zapowiedzi Donalda Trumpa ws. rozwiązania federalnego Departamentu Edukacji (U.S. Department of Education), postanowienia Sądu Najwyższego, oświadczenia CASEL, listy poparcia i sprzeciwu, a także ten niewinny obrazek poniżej. W skrócie: obecna administracja wzięła sobie za cel programy wspierające różnorodność, równość i włączenia uderzając przy tym również w programy SEL. Wykorzystuje przy tym, w mojej ocenie, oburzające i cyniczne argumenty za rzekomą równością, ignorując przy tym fakt, że dla osiągnięcia równości nie wystarczy tylko wszystkim stwarzać równe szanse.

Równe traktowanie, różne traktowanie dla równości i rzeczywistość. Źródło: https://belonging.berkeley.edu/equity-vs-equality-whats-difference
Równe traktowanie, różne traktowanie dla równości i rzeczywistość. Źródło: https://belonging.berkeley.edu/equity-vs-equality-whats-difference

Niestety, mam poczucie, że z poziomu szczegółu, tzn. konkretnych ćwiczeń, instrukcji, interwencji, modeli działania czy projektowania doświadczenia nie dowiedziałem się zbyt wiele. Prelegenci, mimo generalnie wykorzystania aktywnych metod podczas sesji grupowych, rzadko wskazywali na konkretne rozwiązania albo prezentowali dość powszechnie znane, takie jak np. grupowe przygotowanie idealnej kanapki – z jednej strony jest to niemożliwe i wskazuje na konieczność radzenia sobie z potencjalną frustracją, z drugiej podkreśla wagę poświęcenia dla drugiej osoby (wszak, jeżeli ktoś jest uczulony na orzechy, to, jak bardzo byśmy nie kochali masła orzechowego, to nie posmarujemy nim kanapki) bądź akceptacji mniejszej przyjemności dla grupowego powodzenia (w porządku, odpuszczam szynkę, mortadela też jest smaczna).

 

Narracja jest wszystkim

Ciągłym zdziwieniem jest dla mnie wrodzona wręcz zdolność prelegentów do… opowiadania! Żarty wypadają naturalnie i śmiesznie, trema nie zatrzymuje końcówek słów na sztywnym języku, a wielkie słowa brzmią jak silne przekonania, a nie patetycznie śmieszne kazania. Nie chcę generalizować, ale od jakiegoś czasu zastawiam się, czy to dar, wrodzona właściwość genów, konstrukcja systemu edukacji czy wszechobecny stroytelling czyni z Amerykanów świetnych mówców. Można było to usłyszeć u Tima Shrivera, jednego z założycieli CASEL, gdy mówił, dlaczego ważne jest dla przyszłości jego wnuka, że jest tutaj, na konferencji, zamiast bawić się z nim gdzieś w domku nad morzem (jestem przekonany, że gdybym próbował powiedzieć coś podobnego, wywołałbym w najlepszym przypadku sprzeciw, że trudno dbać o nie-bliskich innych, gdy się nie dba o najbliższych, albo po prostu zażenowanie ciężkim i nietrafnym wtrętem z życia prywatnego). Można było usłyszeć u Aaliyah Samuel, szefowej CASEL, gdy mówiła o swoich korzeniach, sąsiedztwie i karierze jako kobiety i czarnej Amerykanki. Nawet przedstawiciel stowarzyszenia skupiającego nauczycieli matematyki wypadał zgrabnie i ciekawie, mówiąc o swoim przedmiocie przed prawie dwutysięczną widownią, bez żadnych oznak stresu.

To, że narracja jest wszystkim kolejny raz przekonałem się podczas prelekcji „gwiazdy” konferencji, jaką bez wątpienia jest Marc Brackett. Autor bestsellera „Pozwól sobie na uczucia”, szef Centrum Inteligencji Emocjonalnej Uniwersytetu Yale, biały, uprzywilejowany i świadomy tego Żyd z niełatwym dzieciństwem, które stało się również podstawą jego badawczych poszukiwań. Jego wykład (wraz z Dawn Brooks DeCosta) zgromadził kilkusetosobową widownię i był rzeczywiście prawdziwym show. Brackett bardzo zgrabnie łączył wątki ze swojego życia prywatnego z przykładami stosowania jego programu edukacji emocjonalnej ze szkół z całego świata. Były filmiki nagrane przez młodzież, był rap o emocjach i angielski geek, chłopak odrzucony przez innych, który po spotkaniu z Brackettem zaczął pisać poezję i jest w tym naprawdę dobry. Do tego całość wystąpienia uwzględniała metody aktywne, takie jak krótkie ćwiczenia i rozmowy w grupach czy próbę wyobrażenia sobie, jak chcemy, by wyglądała edukacja za 20 lat (oczywiście siedząc wygodnie z zamkniętymi oczami). Nie dane nam było przeanalizować dogłębnie założeń rozwiniętego przez niego i jego zespół programu pn. Ruler. Oczywiście – to produkt komercyjny i objęty prawami rynku. Ale dość powszechnie znany, promowany i dyskutowany (aż się obawiam, że  poza nim nie ma nic więcej…) jest jego element – barometr nastroju (Mood Meter). Punkt styku kolorowych kwadratów jest punktem zero. Na osiach x i y odpowiednio można zaznaczać, w jakim natężeniu odczuwamy przyjemność i energię. Młodsze dzieci mogą po prostu określać się kolorami – jestem dzisiaj „czerwony” (co oznacza, że dominuje nieprzyjemny nastrój z dużą dawką energii) albo „zielony” (czyli nastrój przyjemny i mało energetyczny). Wraz z rozwojem, dzieci i młodzież mogą bardziej niuansować swoje stany emocjonalne, by docelowo określać je nazwami emocji i stanów mentalnych. Brackett promuje zastosowanie barometru jako codziennej, wręcz rutynowej czynności, która ma zwrócić uwagę na istotność odczuwanych emocji, uczyć ich rozpoznawania, zwracania na nie uwagi i nazywania. W kolejnych zaś krokach – komunikowania i samoregulacji. Szkoły uczestniczące w programie Ruler same tworzą swoje barometry np. jako graffiti na szkolnym podwórku czy wycinanka zawieszona w klasie. Narzędzie wydaje się być bardzo proste, ale trudno mu odmówić skuteczności i użyteczności, co było również poparte zaprezentowanymi wynikami badań ewaluacyjnych.

the mood meter
The Mood Meter, czyli jakie emocje mogą łączyć się z poszczególnymi obszarami. Fot. arch. prywatne

Chi-city i wiatry w nim wiejące

Charakteryzując Chicago jako miasto trudno o oryginalność – dla przybysza z Europy wszystko jest po prostu ogromne. Po zameldowaniu się w hotelu późnym wieczorem, ucieszyłem się, że dostaję pokój na ostatnim, 14. piętrze. Myślałem – rano obejrzę wszystko z góry. Okazało się, że byłem na wysokości paproci w starej puszczy. Drapacze chmur wypełniają ściśle centrum, co robi ogromne wrażenie spacerując np. wzdłuż rzeki Chicago tzw. Riverwalk. Zwodzone mosty z ażurowych krat zamiast asfaltowych nawierzchni, wszędzie stal, beton i szkło. Kolejka metra jeżdżąca w koło po centrum (stąd jego nazwa – the Loop, pętla) na wysokości drugiego piętra pozwala zerknąć, co „białe kołnierzyki” mają na biurkach i na talerzach w eleganckich restauracjach. Mnie pozostają hamburgery w może kultowej, ale speluniastej Billy Goat Tavern. Mapa wskazuje, że jestem na miejscu, ale lokalu nie ma. Chodzę w tę i we w tę. Dopiero po pewnym czasie orientuję się, że poziom ulicy wcale nie jest poziomem gruntu. Jest jeszcze jakby przedsionek do podziemi. Wstydliwa i skrywana sieć ulic naziemnych, choć jakby już podziemnych, przeznaczonych dla dostawców, kurierów, śmieciarek i wszystkiego, co pozwala funkcjonować piękniejszej części nadziemia. Tam też ukryte jest wejście do knajpy.

20241108_111147
Ukryte jezdnie pod poziomem chodników. Fot. arch. prywatne

Przedmieścia wyglądają już zupełnie inaczej – przeważa zabudowa jednorodzinna, domy są ogrodzone rzadko, trawniki przystrzyżone często. Szczególne wrażenie robi Oak Park, spokojna, luksusowa, wręcz trochę ilustracyjna dzielnica willowa. Ojcowie zamiatają spadające liście, uśmiechając się do przechodniów, dzieci jeżdżą na rowerkach, pozdrawiając nawet nieznajomych. Mimo iż wybory prezydenckie odbyły się dwa dni temu, a ich wynik jest już znany, przed wieloma domami znajdują się jeszcze tabliczki wyrażające poparcie dla jednego z kandydatów. A właściwie dla kandydatki Demokratów. Gdyby głosowały tabliczki z Oak Park, Kamala Harris zdobyłaby 100% głosów.

20241111_143352
Rezydencja w Oak Park i tabliczki poparcia dla Kamali Harris. Fot. arch. prywatne

W Oak Park znajduje się dom, a w zasadzie dwa, związane z Ernestem Hemingwayem – w którym się urodził i w którym spędził młodzieńcze lata. Ale najważniejszym budynkiem jest rezydencja i pracownia Franka Lloyda Wrighta, ojca modernistycznej architektury amerykańskiej. Szerzej może być znany z ikonicznego domu nad wodospadem, Fallingwater, który kolejnym mieszkańcom przysparzał problemów z wilgocią i pryncypialnością architekta względem zachowania oryginalnego projektu. Ale można samemu sobie zbudować rezydencję, bez owych problemów – z klocków Lego, już za jedyne 2600 zł… Osobiście, modernizm Wrighta na przykładzie jego domu i pracowni wydał mi się dość osobliwy, klaustrofobiczny, ciemny, momentami pokraczny, czasem przesadnie ozdobny. Choć doceniam elementy organiczne, orientację na potrzeby użytkowników i pewien funkcjonalizm (np. pierwsze opuszczane w dół lampy, by łatwiej pracowało się nad deską kreślarską), to jednak jest mniej w nim ludzkiej skali Le Corbusiera, światła, ergonomiki i funkcjonalności Gropiusa, Bauhausu i architektów tworzących w myśl Karty Ateńskiej.

Innym końcem mieszkalnego kontinuum są mosty, skwery, parki i estakady. Jeżdżąc od jednego końca kolejki do drugiego, nie widziałem żadnego wiaduktu, który nie stanowiłby schronienia dla osób w kryzysie bezdomności. Czasem był to rząd ustawionych obok siebie namiotów, czasem po prostu kartony, szmaty, wózki i torby, wszystko, co może przydać się do przykrycia i przeżycia listopadową porą. Podobnie było z parkami. Ubóstwo bardzo krzykliwie koresponduje z wielkimi budynkami, alejami, hamburgerami i samochodami. Ale również z wielkimi ideami, także tymi prezentowanymi podczas konferencji, że SEL jest sposobem na zapewnienie większej spójności, solidarności, a także dobrobytu dla ogółu społeczeństwa.

 

Sztuka jest pierwszą nauczycielką emocjonalności

W prowadzonych przeze mnie warsztatach rozwijania empatii sięgam po różne dziedziny sztuki, w tym malarstwo. Pokazując obrazy i grafiki, pytam o refleksje, skojarzenia, emocje. Nawiązuję tym do nowożytnego znaczenia słowa empatia, które początkowo oznaczało ‘odczucia wywołane obcowaniem ze sztuką’. Często sięgam po „Pokój hotelowy” („Hotel Room”) Edwarda Hoppera. Jest w tym obrazie pewna zagadka, smutek i samotność w zalanym słońcem pokoju. Najbardziej znaną pracą Hoppera są „Nocne marki” („Nighthawks”). Zawsze byłem przekonany, że obraz jest w jakiejś prywatnej galerii w Nowym Jorku. Dlatego ogromnie się zdziwiłem, gdy okazało się, że jest eksponowany w The Art Institute of Chicago, dosłownie 500 metrów od mojego hotelu. Galeria jest bardzo duża, posiada liczne zbiory sztuki europejskiej, w tym prace Rodina, Toulouse-Lautreca, van Gogha. Jednak „Nocne marki” są jednym z przebojów; grupka oglądających jest zawsze stosunkowo liczna. Spędziłem przed obrazem dobrze ponad pół godziny – oglądałem z różnych stron, pod różnym kątem, z bliska, zza pleców innych. Nie wiem, na ile było to spowodowane oglądaniem obrazu na żywo, ale czułem ogromne przejęcie, pewnego rodzaju ekscytację, poruszenie. Samotność gości nocnego baru jest wręcz obezwładniająca. Nawet mężczyzna i kobieta wyglądający na parę, są w zupełnym oddzieleniu. I to wszystko znów w przestrzeni wypełnionej jasnym światłem, które jakby wspierało w osamotnieniu i wprowadzało ciszę…

Po pewnym czasie zorientowałem się, że nie tylko ja tak długo stoję przed płótnem. Pewna młoda kobieta również podchodziła, odchodziła, zerkała z różnych perspektyw, przyglądała się detalom. Zauważyłem, że w pewnym momencie odeszła na bok i ukradkiem zaczęła ocierać łzy. Płakała.

Myślę, że sztuka wciąż jest najlepszą drogą do naszych emocji, pierwszą nauczycielką SEL.

nighthawks
„Nighthawks”, Edward Hopper. Fot. arch. prywatne
guest
1 Komentarz
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments